Szkolenia unijne jak mercedes za pół ceny.
Nie jestem obiektywna w temacie szkoleń unijnych. Jestem zdecydowaną pesymistką co do skutków szkoleń unijnych. Ciężko mi stanąć nawet na granicy i przyjąć postawę w pół drogi. Artykuł piszę wcale nie dlatego, aby zniechęcić tych, którzy noszą się właśnie z zamiarem kupienia mercedesa klasy S w cenie fiata seicento. Ta grupa napaleńców z wielkiej swej naiwności choćby przeczytała tysiąc takich artykułów nic z nich nie wyniesie.
W efekcie swoich rozważań i tak uzasadni sobie to w swoim centrum dowodzenia ukrytym pod włosami, że skorzystanie ze szkoleń unijnych to biznes życia. Tego nie zmienię. Pisze go po to aby budować cegła po cegle świadomość w społeczeństwie różnicy między szkoleniami komercyjnymi i szkoleniami z środków unijnych.
Na początek kilka niewinnych pytań. Sami sobie odpowiedzcie.
Zapłacisz czy nie?
Wyobraź sobie, że co tydzień zaczynasz otrzymywać całkowicie gratis lekcje hiszpańskiego. Co tydzień chodzisz również na zajęcia z niemieckiego za, które sam płacisz i to dużo. Do których zajęć przygotowujesz się w domu dłużej?
Jeśli przyzwyczaiłeś się, że produkt X dostajesz za darmo, to czy będziesz za chwilę chciał za niego zapłacić?
Masz określoną pulę pieniędzy na wykonanie usługi. Zakładasz, że przynajmniej 30 procent z kwoty przeznaczonej na wykonanie usługi powinno się zostać dla ciebie. Czy jako firma wykonująca usługę będziesz starał się kosztem swojej marzy wyposażyć usługę w takie cechy aby klient był zadowolony, czy raczej jeśli masz już wybierać to wstawisz zamienniki?
Środowisko szkoleń unijnych sprzyja łańcuszkom, gdzie mamy do czynienia z kilkoma pośrednikami. To z kolei przyczynia się do niezdrowych sytuacji, gdzie bardzo często w efekcie końcowym na szkoleniu zatrudniany jest pseudo trener, który nie jest ani praktykiem ani teoretykiem. Tak naprawdę często to nieopierzony student, któremy w ręce wpadła niezła fucha.
Uczestnicy szkoleń unijnych, którzy otrzymują możliwość korzystania ze szkoleń nie szanują wiedzy i nie przykładają się do niej. Niejednokrotnie przychodzą tylko po to aby zjeść lunch za darmo.
Brak głębokiej weryfikacji skuteczności szkoleń
Programy unijne nie weryfikują jak uczestnicy wdrażają wiedzę do swojej praktyki. Nikt na tej podstawie nie podejmuje dalszych wniosków. Takie szkolenia bardzo rzadko przyczyniają się do wzrostu efektywności pracowników. Mamy tu do czynienia z wirtualnymi wskaźnikami, które z jednej strony mają za zadanie uciszyć sumienie urzędniczych dusz, które co rusz krzyczą, że pieniądze rozdawane sa lekką ręką , z drugiej zaś strony są narzędziem pseudoefektywności dla korzystających ze szkoleń. Jest miło, wszyscy się cieszą…
Jeśli firma dotychczas nie korzystała ze szkoleń i nagle dzięki możliwości szkoleń za pieniądze Unii może wyszkolić pracowników to często wysyła na szkolenia tematyczne osoby, które zielonego pojęcia nie mają o temacie. Przykład z życia wzięty: na 12 osób w grupie szkoleniowej z tematyki ściśle związanej z kadrami i zarządzaniem procesami HR znajdują się magazynierzy, księgowe i tylko trzy panie z HR. Jaka będzie motywacja uczestników do wchłaniania nowej wiedzy? Jakie będzie oddziaływanie tych którym ta wiedza w ogóle do szczęścia nie jest potrzebna na tych uczestników którzy chcą coś wynieść z tego szkolenia oprócz obiadu i ewentualnych gratisów. Ostatecznie mamy również inną konsekwencję. Po marnym efekcie szkoleń ( bo raczej trudno tu o spektakularne efekty) czy w momencie kryzysu spowodowanego ewidentnym brakiem umiejętności pracodawca w pierwszej kolejności pomyśli o rozwoju pracowników przez szkolenia i coaching? Oczywiście, że będzie pamiętał doświadczenie ze szkoleń unijnych i przyklei uogólnienie typu ,,szkolenia tu nic nie pomogą. Nie są skuteczne w zdobyciu przez pracownika nowych umiejętności. Szkoda na nie pieniędzy’’.
Następna ważna kwestia o której warto wspomnieć to syndrom oczekiwania ponownych darmowych usług. Ludzie przyzwyczajają się, że nie płaci się za szkolenia. Nawet jeśli pokazujemy zupełnie inną specyfikę usługi szkoleniowej, inne procedury i przede wszystkim łączymy to z realnymi korzyściami po szkoleniu, to ciagle mamy do czynienia z oczekiwaniem na gratisowe szkolenia.
Dlaczego dobre szkolenia muszą kosztować?
Odpowiedź jest banalnie prosta. Ktoś kto projektuje szkolenia może podejść do całego procesu po macoszemu. Zrobi to szybko i użyje tak tanich środków i tak tanich ekspertów jak się tylko da. Zastosuje wirtualne wskaźniki i nie policzy sobie kroci za usługę. Może nawet poczęstuje nas darmowym szkoleniem unijnym, które kosztuje nas tylko czas pracy pracowników. Może też do projektu szkoleń podejść profesjonalnie, zadbać o całość procesu rozwoju z akcentem na końcowy efekt. Wtedy mamy do czynienia z procesem, który trwa minimum 3 miesiące od podpisania umowy. Takie działanie jest skorelowane z satysfacją klienta i w prostej linii nastawione na gwarancję satysfakcji. Niestety kosztuje. Czas pracy osób zaangażowanych w proces od momentu ustalania przyczyn problemów w firmie w danym obszarze (czyli zakotwiczone w praktyce badanie potrzeb), poprzez projektowanie szkolenia pod konkretną firmę, łacznie z tworzeniem nowych narzędzi szkoleniowych, aż po wdrażanie umiejętności w praktyce.
Decyzja pozostaje w rękach zarządzających…